poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Szczury w ścianach


Szczurza tematyka od dwóch tygodni stała się najczęściej poruszanym wątkiem w rozmowach pracowników biblioteki. Wszystko wzięło swój początek się od niefortunnego incydentu w wschodnim archiwum. Miałem nieprzyjemność być naocznym świadkiem tego jak spora grupa ludzi pokroju tych, którzy lubią zwalniać, żeby dokładnie przyjrzeć się wypadkowi drogowemu zgromadziła się szczelnym kręgiem wokół szczurzego truchła. Gryzoniowi nie było dane umrzeć w naturalnych okolicznościach, szczegóły zbrodni są zbyt makabryczne, napiszę tylko tyle że ruchoma szafka powinna dostać podwójne dożywocie. Moi szanowni współpracownicy gdy opadł czterodniowy okres żałoby poczęli dyskutować czy ofiara z archiwum mogła mieć tu w bibliotece krewnych bądź przyjaciół. Trwoga poczęła kwitnąć na dobre do tego stopnia, że zaczęto mówić szeptem o najprawdziwszej SZCZURZEJ PLADZE. Gdy odmówiłem stania się częścią tej zbiorowej histerii moją postawę uznano za lekkomyślną. Oczywiście podjęto administracyjne kroki zapobiegawcze, które raz na zawsze zlikwidują niewidzialną człapiącą zagładę. Wynajęto ekipę anihilatorów specjalizujących się w owadziej eksterminacji ale z godną podziwu odwagą podjęli się próby walki z innymi intruzami. Owocem jaki zrodził się z ich działań było rozsypanie po wszystkich zakamarkach gmachu kolorowych granulek. Nie jestem specjalne wielkim fanem szczurów, ale nie podoba mi się sposób jaki wybrano na ich likwidacje. Mój pomysł zastąpienia niechlujnych, śmierdzących granulek na ser posypany skruszonymi listkami Aethusa cynapium czyli rosnącego wszędzie we Wrocławiu Blekotu pospolitego uznany został za romantyczny i zbyt czasochłonny. Nic ich nie obchodziło, że właśnie w taki sposób walczono z niechcianymi lokatorami od czasów powstania pierwszych europejskich bibliotek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz