niedziela, 5 kwietnia 2009

Yo no creo en brujas, pero hay - Nie wierzę w czarownice, ale one istnieją


Skuteczną odtrutką na malaryjne temperatury ( o zgrozo ! 22 C) jest spacer po stabilnej przestrzeni o słusznym stopniu wilgotności, doskonale w tej roli wypada park Szczytnicki. Gdy tylko dotarłem na miejsce, zorientowałem się, że nie tylko ja wpadłem na genialny pomysł spędzenia sobotniego popołudnia. Zielona oaza przeżywała najazd hordy tubylców betonu. Zajmowali się oni głównie okupowaniem ławek i utrudnianiem ruchu w wąskich alejkach (tyczy się to głównie kobiet, które jak w transie pchały przed sobą wózek z małym tubylcem na pokładzie, który taranował wszystko z gracją lodołamacza). Miałem na podorędziu jedynie egzemplarz Domu Ciszy Orhana Pamuka, wykluczało to jakąkolwiek walkę gdy szykowałem się już do odwrotu spotkałem Czarownicę.
Tak przynajmniej się przedstawiła, była to niewątpliwie osoba leciwa o rachitycznej sylwetce, porozumiewająca się ze światem sobie tylko znanym leśnym dialektem, gdy wreszcie przemówiła we wspólnym zrozumiałem, że albo dam jej na wino (zdziwiło mnie czemu nie zbiera na szklaną kulę) albo oberwę złym urokiem. Postanowiłem nie ryzykować i o lżejszym o 2 zł portfelu oddaliłem się w bezpieczne miejsce. Po tej metafizycznej przygodzie jestem przekonany że więcej prawdy o czarownicach kryje się w stereotypach o kobiecie w szpiczastym kapeluszu, brodawką na nosie i wrednym usposobieniu niż szlachetnej starowinie mieszkającej na skraju lasu, wspierającej okoliczną ludność w rozmaite zioła i wróżby, która źle skończyła bo napatoczyła się inkwizytorowi na krucyfiks. (Swoją drogą zwykle na stosach płonęły akuszerki, oskarżane przez łapiduchów o czarcie praktyki a tak naprawdę mścili się oni za to, że odbierały im prace).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz